poniedziałek, 3 marca 2014

11

Zakochać się do szaleństwa - to jeszcze bym zrozumiała. Zakochać się do głupoty - to już lekka przesada.
Miłość, szczególnie we wczesnej fazie, jest tym rodzajem nieszczęścia, którego potrzebuję by tworzyć; rzeczy zupełnie pozbawione wartości, ale jednak tworzyć. I właśnie tworzenie z tym głupkowatym uśmiechem i głupkowatymi myślami wydaje mi się największą zaletą zakochania, jeśli nie jedyną. Bo przecież zakochanie to też wielki, wielki strach: przed odrzuceniem, śmiesznością, niezrozumieniem. Dlatego właśnie zakochanie nazywam nieszczęściem.



Wszystko, cokolwiek zdarzyło się potem, było wynikiem uczuć, jakie miotały mną przez cały wieczór. Byłam wściekła. Byłam nieszczęśliwa. Byłam śmiertelnie obrażona i śmiertelnie zakochana. Na zmianę wpadałam w czarną rozpacz albo w radosną nadzieję, ale radosna nadzieja błyskawicznie gasła, a czarna rozpacz trwała.
Joanna Chmielewska – Klin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz