czwartek, 17 października 2013

2

  W związku z zapowiedzianym na 1. listopada 2013 zamknięciem portalu Altergothic, "przerzucone" na bloga zostaną wybrane archiwalne recenzje płyt. Recenzje mojego autorstwa, rzecz jasna. Recenzja ukazała się na portalu dwudziestego pierwszego sierpnia 2012. 

                                                                                      Tracklista:
01 – And I Believe
02 – Valkyrie
03 – Halo
04 – Burning
05 – Sleepless
06 – Quicksilver
07 – Infinite Tear
08 – Indivisible
09 – Porcelain
10 – Angelus Everlasting
11 – Sentinel
12 – Matchstick Girl
13 – Dark Matter
14 – Africanus





Chciałabym napisać, że to dobry album, że warto było czekać te cztery lata, że kolejne single zwiększały apetyt na album długogrający. Nie mogę. Przykro mi niezmiernie, ale Rogue i ekipa zamknęli się w swoim hermetycznym świecie na tyle głęboko, że albo ja jestem już za stara i nie dociera do mnie pełnia ich muzyki, albo tej pełni po prostu zabrakło.

Jednakże, na szczęście, nie mogę też napisać, iż „As The Dark Against My Halo” to płyta zła. Jest tylko… nudna. Fani „Nigh Crawls In…” (1993) i kultowego „Telemetry Of A Fallen Angel” (1995) (a właśnie, że kultowego!) już dawno stracili nadzieję na powrót do minimalistycznego i nawiązującego do gotyckiego rocka syntezatorowego grania, ja wciąż łudziłam się, że może chociaż powtórzą specyficzny geniusz (a właśnie, że geniusz!) „Ethernaut” (2003), na której kolejne pozycje tracklisty układają się w dość spójnie opowiadaną historię, gdzie doświadczamy pełene gamy emocji – od tajemniczego intro po ukryty bonus, albo chociaż stężenie hiciorów na godzinę z „The Mystery Of The Whisper” (1999) . Obawiam się jednak, że od 2008. roku, czyli od płyty „Dreamcypher” i od wydania singla „Immortal” wiadomo już, że styl ekipy z Tallahassee uległ zmianie diametralnej i wiele wskazuje na to, że nieodwracalnej.

Od wydania wspomnianego już singla „Immortal” z zaniepokojeniem patrzę na poczynania mojego ukochanego zespołu z Florydy. The Crüxshadows kojarzyli mi się zawsze z wirtuozerią: niebanalnym, wielowarstwowym, chaotycznym, wręcz szalonym przenikaniem syntezatorów, gitary i skrzypiec, a wszystko to oprawione charakterystycznym głosem charyzmatycznego i nieprzewidywalnego wokalisty przez dziewięćdziesiąt procent płyty i jedną balladą, która wyrywała serce i robiła z niego mroczne sushi. W inspiracjach i nawiązaniach przechodzili swobodnie od mitologii egipskiej, przez grecką, aż po wiersze Edgara Allana Poe. Wszystko pięknie dopasowane, choć z pozoru bałagan, syf i kakofonia. Teraz jest odwrotnie. Monotonna płyta, która udaje, że jest w niej ten sam artyzm, co w poprzednich. Obniżył się poziom tekstów, jakby ich autor zwątpił w swego odbiorcę. Metaforyzm, wstawki poezji, sceny mitologiczne, a wszystko to ubarwione całkiem pozytywnym przekazem – Live. Love. Be. Believe. – i takąż filozofią, zostały zastąpione desperackim epatowaniem ową filozofią, ale bez ładnych scen, idealnego wyczucia, poetyckości. Właściwie niewiele się różnią od piosenek pop-gwiazdek i właśnie popem nazwałabym styl, który na „As The Dark Against My Halo” dominuje.
And I Believe”, piosenka, która otwiera album, daje nadzieję, że jednak stare, dobre The Crüxshadows się trzyma. Potem się robi klubowo, bucha energia, syntezatory w zdolnych rękach. Ale trzeci kawałek jest smęcącą balladką. Od razu trzeci?! To tak, jakby dać napisy końcowe po zawiązaniu intrygi. „Matchstick Girl” to, swoją drogą, stylistycznie bardziej Elton John, nie The Crüxshadows. Potem znowu syntezatory, dziwaczne i jakby ugrzecznione. „Quicksilver”, singiel zapowiadający wydawnictwo, jest tak samo kiepski, jak był, zaś kolejny po nim track – „Hallo” – został chyba napisany dla Lady Gagi. „We won’t shut up”?! Rymy typu „fire-desire”. Nigdy bym się nie spodziewała. Do końca albumu już na jedno kopyto.

Jeśli tę płytę przesłucham jeszcze kilka(naście) razy, na pewno znajdę coś dla siebie (takiego, że ląduje na iPodzie i go nie opuszcza), ale też tylko dlatego, że jestem wierną fanką. Stwierdzić muszę, ze złamanym sercem, iż „As The Dark Against My Halo” jest płytą nudną, słabą, na której piosenki ułożone są bezmyślnie, a z których żadna się specjalnie nie wyróżnia. Zdecydowanie nie polecam od tego wydawnictwa zaczynać swojej przygody z muzyką The Crüxshadows. Pozostaje nadzieja, że koncertowo nadal dają czadu i może wpadną znowu do Polski. Tylko niech obiecają grać jak najwięcej staroci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz