Jak schudnąć siedem kilogramów w półtora miesiąca: wpis instruktażowy.
Po pierwsze - (będąc zakompleksioną pierdołą) poznaj kogoś i daj się zauroczyć.
Niby wiesz, czujesz, że wzięcie się za siebie wyjdzie prędzej na lepsze niż gorsze, ale ciągle coś. Wyjście na obiad z przyjacielem, a jak obiad... to i ciacho; po zajęciach przed pracą szybkie zajrzenie do KFC, fryty między wykładami, buła 24/7, karnetu na fitness, na który się nie ma czasu, nie ma za co kupić... i tak trwasz jako niezupgrade'owana wersja samego siebie. Nagle pojawia się ktoś, kto zainteresowany jest wejściem w interakcję z przedmiotem twoich największych kompleksów - innymi słowy chce miziać. Ty też chcesz. Problem? Umierasz ze wstydu już na samą myśl o zdjęciu bluzki. To bardzo skuteczny motywator dietetyczny.
Po drugie - jak już się dasz zauroczyć, jedzenie samo zacznie być ciężką czynnością.
W twoim brzuchu będzie za dużo motyli, kanapka się nie zmieści. Mój rekord to nie podołać serkowi Danio - jedynemu posiłkowi w ciągu dwóch dni.
Po trzecie - spalaj więcej niż zjadasz.
Lubisz kebsy? Wypoć kebsy. Proste. Będąc wciąż na etapie motyli w brzuchu nawet nie musisz wiele robić, gdyż na podtrzymywanie funkcji życiowych organizm zużywa zapewne więcej energii niż jesteś w stanie mu dostarczyć jednym umęczonym lub niedojedzonym serkiem.
Dziś weszłam w stare, nawet bardzo stare dżinsy. Jest światełko w tunelu i wydaje się nawet, że nie jest to nadjeżdżający pociąg. Zresztą... wiosna! Wiosna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz